środa, 8 lipca 2015

Epilog "Porysował czas ramiona"


Nie wyszło. 
Taki skromny komentarz.                                                              Ciepła, kwietniowa noc. Park rozpływa się pod śpiewem nastolatków rozpalających niedaleko ognisko. Nieopodal gwarów i śmiechów, na marmurowej ławce siedziała skulona Ludmiła. Światło księżyca odbijało się w łzach blondynki.Gwiazdy na niebie rozświetlały drogę niczym mała, migająca lampka.  Raz po raz delikatnie pocierała oczy, myśląc, że to coś pomoże. Piekło ją wszystko, wraz z sercem. Łkała gorąco, a z każdą nową łzą czuła się coraz gorzej. Skostniałymi palcami sięga po swój telefon. Jej gorzkie łzy zasłaniały pole widzenia. Nagle trawa zaszeleściła, strasząc tym Ludmiłę. Odwraca głowę, ich spojrzenia się spotykają. Zrywa się z ławki, zaczyna uciekać. Leon sprawnym ruchem złapał ją za nadgarstek, tym samym przyciągając ją do siebie. Ferro nie daje za wygraną. Walczy o swoją wolność, bije jego klatkę piersiową, obrzucając go obelgami. On nic nie mówi. Patrzy nań smutnym wzrokiem, jakby czekał na to, aż wtuli się niego, zapominając o wszelkich troskach.
 - Nienawidzę cię, słyszysz? N i e n a w i d z ę.  - jej słowa bolały go bardziej niż ciosy zadane przez blondynkę. Wreszcie zabrakło jej siły. Wpadła w ramiona Meksykanina dusząc się łzami. 
 - Dlaczego to zrobiłeś? - trzy tak bardzo proste słowa.
 - Nic nie zrobiłem.
 - Tańczyłeś.
 - Tego raczej nie możesz mi zabronić. - sarkazm w tym momencie nie był jak najbardziej na miejscu. Wydarła się z jego uścisku, palce lekko przejechały po jego zielonej koszuli. Złapała go przelotnie za rękę i zaczęła odchodzić w stronę ruchliwej ulicy.
 - Ludmiła, zaczekaj. - głośno westchnął, dziewczyna odwróciła się w jego stronę. Wreszcie mógł jej się dokładnie przyjrzeć. Okolice oczu były spuchnięte, jak zresztą cała twarz. Gdzieniegdzie na jej policzkach znajdowały się szkarłatne, pojedyncze łzy. Lekkie światło latarni nad którą świeciła, nadawała dziewczynie mrocznego charakteru. Leon wahając się, zrobił pierwszy krok w stronę. Zamknęła oczy.
Czekała, poddała się.
Poczuła jak wtula się w nią. Jak bez opamiętania całuje jej delikatną szyję.
Nie potrafiła dłużej trzymać go na dystans.
Wtuliła się w jego bawełnianą, pachnącą koszulę w kratę
I przyrzekła:
- Nigdy więcej Cię nie opuszczę. Nigdy.
~*~ 
Jakoś smutno mi z powodu zakończenia tego opowiadania.
Słuchałam dołujących piosenek pisząc ten epilog.
Pisałam go od trzech miesięcy.
Nieważne, ekhem.
Matko, "epilog" - jak to okropnie brzmi.
Przygotujcie się na coś nowego.

Ciao.
Kocham.

4 komentarze:

  1. Tutaj dziołcha, która wróci xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziołcha wróci jutro xx

      Usuń
    2. Dziołcha wraca.
      Obiecałam, to wracam. Nie musisz przypominać, ale to miłe. No to ten... Epilog słodki, taki wzruszający. Dziołcha się wzruszyła. Był piękny. I happy end. Dziołcha zadowolona. I czekam na nowe opo. Będzie boskie, ja to wiem.
      Doczekać się nie mogę. I czekam na ten OS o Lety. Bo on miał być o Lety, tak?
      Dziołcha przeprasza za ten kom i za chwile odpisze na asku.
      Dziołcha i rolnik Jorge xx

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń