poniedziałek, 26 października 2015

Kartka druga


     Weszła do gabinetu. W oczy od razu rzucił jej się obraz wiszący nad ogromną kanapą. Był biały, z małymi pociągnięciami pasteli gdzieniegdzie rozproszonymi. Całość prezentowała się znakomicie.
     Gabinet cechował się charakterystycznym zapachem cynamonu. Pośrodku ogromnego pokoju znajdował się kremowy stolik, na którym to porozrzucane były kolorowe gazety. Kremowy kolor ścian, kremowe meble. Ekstrawagancja.
      Ludmiła powoli usiadła na drewnianym krześle, przeczesując włosy palcami. Myślała, jak to jest. Jak to jest mówić obcemu człowiekowi o swoich problemach, o strachu, że nadejdzie ten dzień, że każde wspomnienie wróci raniąc jej już popękane serce. Rzuciła okiem na papiery ułożone idealnie na biurku. Na jednym z nich zostało napisane Leon Verdas - psycholog. Przynajmniej dowiedziała się, jak nowa znacząca w jej życiu osoba ma na imię. O wilku mowa.
      Usłyszała głośne skrzypnięcie brązowych drzwi. Odwróciła głowę w stronę odgłosu. W drzwiach stanął wysoki chłopak, zapewne jej przyszły terapeuta. Doszedłszy do biurka, uśmiechnął się do blondynki, całując jej rękę. Chory gentelman. Jego koszula była cholernie kusząca, idealnie wyprasowana, pachnąca najlepszymi perfumami. Mimo wszystko, Ludmiła zachowała spokój, spojrzała na siadającego naprzeciw niej bruneta i czekała.
     - Leon Verdas, twój nowy problem.
     - Ludmiła Ferro, twój kolejny problem.


~*~
     Za oknem szaleje śnieżyca, płatki śniegu z niewyobrażalną siłą uderzają o okna pewnego gabinetu psychologicznego. Ludmiła spojrzała na malutki zegarek na swojej ręce. 16:30. Jeszcze chwila. 
        Leon, na pozór świetny terapeuta, z trudem słucha słów wypowiadanych przez blondynkę. Dziwi go, jak można tak szczelnie otulić się tajemnicą i skrywać wszystkie troski. Ta dziewczyna miała w sobie coś magicznego, coś co przyciągało go do niej.
      - Jak poczuła się pani, po wieści o stracie ukochanego? -  "ukochanego" Jak dawno o nikim tak nie myślała. 
      - Poczułam się oszukana. Obiecywał mi, że nasza miłość będzie wieczna, taka, która przetrwa każdy mocniejszy powiew wiatru. A on tak nagle odszedł, bez żadnego pożegnania... I chyba właśnie dlatego popadłam w depresję - bo się ze mną nie pożegnał. - pojedyncza łza spłynęła jej po policzku, wywołując kaskadę kolejnych. Chciała dać upust swoim wszystkim targającym wewnątrz uczuciom. Znowu zamknęła się w sobie, znowu nie chce sobie pomóc. Verdas, widząc kolejne łzy dziewczyny bez zastanowienia ją przytulił. Nie powinien, nie tak szybko. 
      Poczuła nieznane odtąd ciepło wewnątrz. Przestała płakać, odważyła spojrzeć się w Jego oczy. Wyglądali jak kochająca się para nastolatków. Ona - zagubiona w swoim Wszechświecie, siedząc na jego kolanach, szukała drogi ucieczki do szczęścia. On - chcący pomóc odnaleźć jej ścieżkę, którą ma podążać, przytula ją do swego serca, by przy słuchaniu jego bicia, zasnęła niczym przy śpiewanej kołysance. Ale tak nie było. Tak naprawdę oboje są obcymi sobie ludźmi, oboje tak samo przytłoczeni szarzyzną marnych ludzi.
       - Dziękuję, czy mógłby mnie pan już puścić?
       - Mów mi Leon. 
       - Ludmiła. - chciała się uśmiechnąć, co nie uszło uwadze szatyna. Uśmiechnął się promiennie. Ujął jej dłoń i ponownie musnął ją swoimi wargami. 

                                                                       ~*~
       Wrócił do swego małego drewnianego domku. Znów sam. Znów sam będzie jadł obiad. Znów sam przeżyje kolejny dzień. Powrócił do swojego szarego życia, bez nici szczęścia, zadowolenia. Czuł się jak mały ptaszek uwięziony w klatce marnego losu. Niby był szczęśliwy. Miał przecież pracę, którą kochał, miał pieniądze. Czemu jest nieszczęśliwy? Nigdy nie zaznał prawdziwej i szczerej miłości, którą trzymałby w swoich ramiach aby czuła się przy nim bezpieczna.
      Usiadł zrezygnowany na bujanym fotelu przy kominku z kubkiem kawy w ręku. Ogniki wesoło skakały w głębinach kamiennego kominka. Leon z zadowoleniem im się przyglądał. Przypominały mu oczy swojej ostatniej pacjentki Ludmiły Ferro. Na samą myśl o blondynce, mimowolnie się uśmiechnął. Przymknął oczy i napawał się ciszą, którą tak bardzo kochał. Po chwili usłyszał jak ktoś, przekręca klucz w zamku. Rzucił przelotne spojrzenie w kierunku drzwi i powrócił do przerwanej wcześniej czynności. 
      - Znów sam? - usłyszał po minucie. Stanął przed nim wysoki dwudziestoczterolatek, jego kuzyn a zarazem współlokator.
      - Witaj Diego.
      - No cześć, cześć. Stary, nie mogę pojąć, czemu Ty jeszcze nie znalazłeś sobie jakiejś laski do zabawy. Serce mi się kraje, kiedy widzę, jak sam tutaj siedzisz. Mogę ci nawet kilka panienek polecić, czekaj... - hiszpan wyciągnął telefon uśmiechając się uwodzicielsko, na co Verdas przewrócił oczami.
      - Po pierwsze i najważniejsze: nie szukam laski na jeden wieczór, tylko szczerej miłości. A po drugie: chyba znalazłem kogoś, kto może okazać się moją nową miłością...

                                                                          ~*~
      Przysiadła z gitarą w ręku na parapecie obłożonym ciepłymi kocami i poduszkami. Opatuliła się szczelnie kocem utkanym z tajemnicy i spojrzała przez ogromne okno na gwiazdy. Sklepienie niebieskie tej nocy, było wyjątkowo bezchmurne, przez co bez przeszkód można było ujrzeć migoczące gwiazdy. Wzięła do ręki gitarę i zaczęła grać, i śpiewać swą ulubioną piosenkę.
" You're here there's nothing I fear, and I know that my heart will go on. We'll stay forever this way. You are safe in my heart and my heart will go on and on"
      Uśmiechnęła się mimowolnie a po policzku spłynęła jej łza. Pierwszy raz łza szczęścia.
                                                                           ~*~

Kochani, chciałabym Was serdecznie przeprosić za to, że rozdział nie pojawiał się tak długo. Mam nadzieję, że nie będziecie źli. Obiecuję, że w następny rozdział będzie szybciej, będzie dłuższy i bardziej treściwy.
Jak pewnie nikt z Was nie przypuszczał - w ubiegły wtorek minęła pierwsza rocznica bloga. Czy jestem dumna? No tak średnio bym powiedziała. 
Jedna osoba, wymyśliła, żebym z tej okazji zorganizowała konkurs na OneShota. Osobiście jestem do tego pomysłu sceptycznie nastawiona, ale boję się tej osoby, więc pytam. Byłoby mi miło, gdybyście w komentarzu napisali, czy chcielibyście coś takiego.
Dziękuję za ten okrągły roczek. ♡
A.