sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 4 ,,Akcja: Sylwester" Cz. II




,,Ludmiłę obudziły odgłosy z łazienki. Zaspana podniosła się z łóżka, spojrzała na komórkę. Równa 6:00. 
,,Chyba komuś naprawdę solidnie odbiło" - Dziewczyna była wyraźnie zła.  Całkiem zaspana podeszła do drzwi od łazienki. Leciutko zapukała. Nikt się nie odezwał. Ludmiła zdecydowanym ruchem otworzyła drzwi. Jej oczom ukazał się Leon, biorący prysznic w ich łazience.
 -Leon! Czyś ty do końca oszalał?! Masz swój pokój! Już, spadaj stąd! - Dziewczyna podeszła do chłopaka i po omacku podała mu ręcznik.
 -Ale Ludmiła! - zaczął Leon - Przecież ja nic złego nie zrobiłem! - próbował się bronić. Chłopak zrobił swoją słynną minę ,,zbitego psa" i zakrył się ręcznikiem. Dziewczyna zaśmiała się kpiąco.
 -Tak? A jakby weszła tu Fran? Albo Cami? To co byś kochaniutki zrobił? Co? - Blondynka zrobiła minę znaną Leonowi jako ,,Sherlock Holmes".
 -Eee... No wiesz... - Chłopak złapał się za głowę, momentalnie ręcznik zsunął się po ciele szatyna odkrywając jego przyrodzenie. Ludmiła zamknęła oczy i wypchnęła Verdasa z pokoju."
 -Ludmiła, Ludmiła... Ludmiła, wstawaj do cholery! Ile można spać?! - Violetta była strasznie zła. Ferro zaspana wyleciała z łóżka, patrząc pytająco na Castillo.
 -Nie ma już Leona?- Szatynka spojrzała na Ludmiłę, jak na jakiegoś kosmitę.
 -A tu w ogóle był Leon? Nie miałby szans tu wejść! Marotti i Pablo pilnują aby nikt nie ruszał się ze swojego pokoju! Oj Ferro, jakie ty masz sny...- Violetta zaczęła się śmiać po czym wskazując ręką na blondynkę, dodała:
 -Za 10 minut masz być na dole, albo wszyscy się przez ciebie spóźnimy na próbę! Zrozumiano?!
 -Oczywiście! - Ludmiła zasalutowała Violettcie, po czym ta wyszła z pokoju.
Dziewczyna szybko zabrała pierwsze lepsze rzeczy ze swojej walizki, po czym udała się do łazienki. Odpowiednio ubrana, uczesana i pomalowana, wyszła z pokoju kierując się w stronę recepcji.



 -Ludmiła! - głos Marottiego był dość radosny, ale i przejęty. - Na występie zaśpiewasz SAMA. Możesz wybrać albo ,,Quiero" albo ,,Si es por amor". - Ludmiła ze zdziwienia zaniemówiła. Marotti jak ostatni głupek czekał na odpowiedź blondynki. W końcu dziewczyna obudziła się z transu i mocno przytuliła Marottiego. Ten się zdziwił lecz po chwili również odwzajemnił uścisk.
 -Bardzo, bardzo dziękuję! Nie wie pan ile to dla mnie znaczy! Nie mogę w to uwierzyć! Dziękuję...  - kilka łez spłynęło po twarzy Ludmiły. Dziewczyna uwolniła się z objęć dyrektora You Mixu, jeszcze raz podziękowała i podeszła do Leona, który za nią czekał. 
Chłopak zauważył łzy na policzkach dziewczyny. Zaniepokoił się.
 -Kochanie, co się stało?- Verdas przysunął do siebie Lu i oparł swoje czoło o jej.
 -Nie uwierzysz... Będę mogła zaśpiewać SAMA na występie, dziś wieczorem! Rozumiesz?!- Leon od razu rozpromienił się. Mocno przytulił dziewczynę do siebie i pocałował ją w czoło.
 -Gratulacje! Co zaśpiewasz?- Dziewczyna głęboko się zamyśliła. Jeszcze nad tym nie myślała. Tak w sumie to Quiero napisała Violetta. Dziewczyna po chwili namysłu zdecydowała,  że jednak zaśpiewa swoją, ukochaną piosenkę. 
 -Wiesz co? Quiero wcale nie jest moje, więc chyba lepszym rozwiązaniem było by zaśpiewanie Si es por amor. Co ty na to?
 -Świetnie! To co? Zaczynamy? - Leon momentalnie złapał Ludmiłę za rękę, patrząc na nią z uśmiechem.
 -Zaczynamy.


 -Fran, mam do Ciebie ogromną prośbę! - Ludmiła zwróciła się do przyjaciółki gdy tej robiono makijaż i czesano ją na występ.
-Hę? - Włoszka lekko odwróciła się w stronę blondynki.
 - Wiesz pewnie, że Cami i Leon mają w tym samym dniu urodziny, czyli 3 stycznia... No i, ja tak sobie pomyślałam że...
 - Że zaśpiewamy im dzisiaj ,,Sto lat"? O to się nie martw! Wszystko załatwione, a impreza będzie normalnie, w dniu ich urodzin! - Lu z zadowolenia przyklasnęła w dłonie. Fran zaśmiała się.
 - No Lu.. Jesteś gotowa? Si es por amor na próbie wyszło ci świetnie! Zazdroszczę Ci głosu! - Włoszka znów okręciła się w stronę swojego lustra.
 - Oj, strasznie ci dziękuję! Wiesz, ja uwielbiam Aprendi a decir adios, ta piosenka wraz z twym głosem tworzą świetną całość! - Do pokoju nagle wpadli chłopcy, z niemałym hałasem. Zaczęli się rozciągać, śmiać, układać swoje fryzury, po prostu milion zajęć na minutę! Francesca i Ludmiła zaczęły się strasznie śmiać.
 -I jak tam, kochanie? Tremka? - Leon podszedł do Ludmiły i przytulił ją od tyłu. 
 - To, że ty ją masz, nie znaczy że ja też. - odpowiedziała z nutą znudzenia malując sobie rzęsy.
 - Ajć! Ależ ty ostra! Lubię takie... - Szatyn rozmarzył się. Ludmiła cicho zaśmiała się pod nosem.
 - Ty kochany durniu mój. - Blondyna wstała i pocałowała Leona w policzek. 
 - Gorzko! Gorzko! - na sali rozległy się krzyki niczym na weselu. Wszyscy wstali i klaskali dopingując Ludmile i Leonowi, żeby się w końcu pocałowali. Blondynka zaczerwieniła się ze wstydu. Szatyn przysunął się do Ludmiły i złożył na jej ustach lekki, ale namiętny pocałunek. Nagle wszystko jakby ich nie obchodziło. Byli tylko oni. Oni sami, całujący się na środku sali. Lekko oderwali się od siebie, popatrzeli sobie w oczy i przytulili się do siebie.
 -Ooo... - wszyscy wpatrywali się w Leomiłę, jak w jakiś piękny obrazek. Francesca przytuliła się do Marco który tam stał, a reszta chłopców (czyt. Brodwey, Andres, Maxi) przytuliła się do siebie i pociągała nosami. W sali panował melancholijny nastrój. Leomiła wciąż nie zwracała na nikogo uwagi. Dla nich liczyło się tu i teraz.
 - Gdzie Naty, Cami i Violetta?! - nagle do sali wpadł cały czerwony Marotti. Było widać z daleka że jest zły, ba wściekły. Ludmiła i Leon odskoczyli od siebie jak poparzeni i zaczerwienili się jak buraki. Blondyna szybko poleciała do Fran, a szatyn do chłopaków.
 -Naty i Cami są w sali obok, szykują się. Violetta szlaja się gdzieś z tym swoim. - Wszyscy popatrzeli się na Fran jak na jakąś głupią.
 -Fran! - Ludmiła skarciła przyjaciółkę.
 - No co? Taka prawda.


Na trybunach, mimo siarczystego mrozu i padającego śniegu jest bardzo dużo ludzi. Wszyscy chcieli pożegnać stary rok wraz z świetnymi piosenkami. Właśnie wielkie show się zaczyna. Na ogromną scenę wchodzą prowadzący dzisiejszego Sylwestra. Publiczność oklaskuje ich. 
 - Witam na najgorętszym Sylwestrze w całej Europie! Jak się bawicie?! Zaraz, tu, na tej scenie wystąpią... Uwaga, uwaga... Uczniowie ze Studia On Beat z Buenos Aires!  Przywitajcie ich gorąco!
Na scenę w świetnych humorach wbiegła cała ekipa ze Studia. Stanęli tyłem do publiczności. Światła na chwilę zgasły, tworząc tajemniczy zamęt. Po chwili można było usłyszeć pierwsze dźwięki piosenki. Śpiewali ,,En gira". Momentalnie światła zaczęły przybywać, wszyscy odwrócili się do publiczności i Violetta z niesamowitą energią zaczęła śpiewać: 

,,Gira el mundo, gira
?Quién lo puede parar?"

,,Un avión cada día y viajar y viajar
Giran las estrellas ya lo puedo sentir
Rayos y centellas todos quieren venir
Oh, oh, oh
Es la adrenalina del show (oh, oh)

Gira el mundo, gira
Esta es otra ciudad
Ya ves que los suenos se hacen realidad
Todo es diferente, te quiero conocer
Vivir el presente, querer es poder
Oh, oh, oh
Es la adrenalina del show (oh, oh)

Gira mi canción
En tu dirección
Somos el reflejo en el espejo de tu corazón
Gira mi canción
En tu dirección
Somos el reflejo en el espejo de tu amor

Gira mi canción
Gira mi canción

Gira el mundo, gira
Esta es otra ciudad
Ya ves que los suenos se hacen realidad
Todo es diferente, te quiero conocer
Vivir el presente, querer es poder
Oh, oh, oh
Es la adrenalina del show (oh, oh)

Gira mi canción
(Gira mi canción)
En tu dirección
(En tu dirección)
Somos el reflejo en el espejo de tu corazón
Gira mi canción
(Gira mi canción)
En tu dirección
(En tu dirección)
Somos el reflejo en el espejo de tu amor

Gira mi canción
Gira mi canción
Gira mi canción
de tu corazón
Gira mi canción
Gira mi canción
de tu corazón

Gira mi canción
En tu dirección
Somos el reflejo en el espejo de tu corazón

Gira mi canción
En tu dirección
Somos el reflejo en el espejo de tu amor
Oh, oh
Oh, oh, ooh..."




 -Ja nie mogę, ale daliśmy czaduu! - Broadway był nadzwyczaj zadowolony.
 -Tak, było nieziemsko. - dodała Naty.
 - Polska publiczność jest najlepsza na świecie! I te piękne dziewczyny w pierwszym rzędzie... - Leon widocznie się rozmarzył. Przybił Maxi'emu żółwika. Ludmiła zgromiła go wzrokiem.
 - Wy to normalnie jak stare, poczciwe małżeństwo! -  dodała rozbawiona Violetta. Wszyscy zaczęli się śmiać. Ludmiła siedziała skulona w kącie pokoiku. Była strasznie zdenerwowana. Bała się tego występu. Tyle ludzi, a ona może to tak łatwo spartaczyć. Leon spojrzał na nią. Zaniepokoił się. Zostawił towarzystwo i podszedł do swojej dziewczyny.
 -Hej, kochanie...  Powiesz mi co się stało? - Ludmiła nie odpowiadała. Leon głęboko westchnął.
 - Podaj mi rękę. Pójdziemy na krótki spacer. - Dziewczyna spojrzała na niego.  Lekko się do niej uśmiechał, jego wyciągnięta ręką zachęcała ją do wyjścia. W końcu złapała go lekko.



 -Wiem, że pewnie spodziewałaś się, że wyciągnę cię gdzieś na dwór, jednak byłoby to strasznie ryzykowne. Nie zdążyłabyś pewnie na swój występ! - Ludmiła zrobiła się cała blada. Zrobiło się jej słabo. Lekko upadła prosto w ramiona Leona. 
 - Ludmiła! Słyszysz mnie? Lu! - Ludmiła ciężko oddychała.
 - Tak. Nic mi nie jest. Po prostu denerwuję się występem. Mógłbyś mnie podnieść? - dziewczyna zrobiła ,,coś" co przypominało uśmiech. Chłopak lekko podniósł ją. 
 - A teraz wskoczysz mi na barana. - powiedział całkiem poważnie. Ludmiła zaczęła się śmiać.
 - Pogięło cię! - Leon przerwał Ludmile. Złapał ją w talii i mimo jej sprzeciwów posadził ją sobie na ramionach. -Może troszkę... -  Leon uśmiechnął się.
 - Ty szaleńcu! Nie uniesiesz mnie! - Chłopak nagle ruszył.
 - No patrz, jednak mi się udało! - Dziewczyna zaczęła poprawiać grzywkę Leonowi. Kochała jego włosy.  
 - Leon? - zapytała nagle.
 - Tak?
 - Która jest godzina?
 - O kurczę, Ludmiła, zaraz twój występ! 



Ludmiła czeka aż prowadzący wypowiedzą jej imię.
Obok niej stał Leon, przytulając ją do siebie.
 -Przed wami niepowtarzalna, nieobliczalna, przepiękna i niezwykle uzdolniona.... Ludmiła Ferro!
 -Powodzenia kochanie, trzymam kciuki - szepnął cicho Leon. Ta w podziękowaniu szczerze się uśmiechnęła.
Weszła na scenę. Jedno bardzo rażące światło padało wprost na jej osobę. Usiadła na małym, okrągłym krzesełku na środku sceny. Zabrała do ręki gitarę. Jej palce dotykały strun wydając z siebie piękne dźwięki. Ludmiła zaczęła śpiewać:
,,Si es por amor
Doy todo lo que soy
(D-do-do-doy lo que soy)

Si es por amor
todo sera verdadero
(uuuuuuuuu)
Esta es mi vida y no la quiero cambiar
Al fin encontre mi lugar
Pero sueno un amor sincero
Alguien que me pueda amar

Yo me conozco y siempre encuentro la manera
No importa cuando y dónde sea
En mi juego esta claro el reglamento
Cuanto lo siento"


Ludzie wyciągnęli w górę pozapalane komórki, które stworzyły niepowtarzalną atmosferę. Leon, obserwujący z przyjaciółmi to wszystko z daleka, był strasznie dumny z Ludmiły. Mimo wielkiej tremy świetnie jej wychodzi śpiewanie. Ludmiła śpiewa dalej, z jeszcze większym wyczuciem:
,, Yo tengo un plan siempre
Que te envuelve dulcemente
Yo tengo
Sólo amor para dar

Pero si es por amor
Todo sera verdadero
Si es por amor
Doy todo lo que soy
(ooo)
Mi corazón
Es todo lo que yo tengo
Gane y perdi
Nunca me rendi
Porque soy asi
Uoh uoh
(na na na na na na na, na na na na na na na)
2 Si me enamoro, estaras siempre en mi camino
Bloqueando mi destino
Somos de mundos demasiado diferentes
Es tan evidente

Yo sólo busco ser feliz con quieb me cuide
Que me proteja y no me olvide
y que me ayude a encontrar lo que yo sone
Mi felicidad 

Yo tengo un plan siempre
Que te envuelve dulcemente
Yo tengo
Sólo amor para dar

Pero si es por amor
Todo sera verdadero
Si es por amor
Doy todo lo que soy
(ooo)
Mi corazón
Es todo lo que yo tengo
Gane y perdi
Nunca me rendi
Porque soy asi
Uoh uoh
(aaa ooo aaa ooo aaaaaoooooaaaaooooaaa)

Yo tengo y un plan siempre
Que te envuelve dulcemente
Yo tengo
Solo amor, para dar

Pero si es por amor
Todo sera verdadero
Si es por amor
Doy Todo lo que soy
(ooo)
Mi corazón
Es todo lo que yo tengo
Gane y perdi
Nunca me rendi
Porque soy asi
Uoh uoh"

Ludzie siedzący na widowni zaczęli momentalnie klaskać, gwizdać i krzyczeć jej imię.
 - Gracias... - Ludmiła przez łzy powiedziała przez mikrofon. Zeszła ze stolika i ukłoniła się. Odłożyła gitarę i pomachała publiczności. Szybko podbiegła do przyjaciół. Otoczyli ją kółkiem i wszyscy razem ją przytulili.


Jest godzina 23:55. Za równe pięć minut nastanie Nowy Rok. Wszyscy artyści zostali wezwani na scenę. Ludmiła wraz z całą grupą stali na samym środku sceny. Nagle wszyscy zaczęli odliczać.
-Pięć!
-Cztery!
-Trzy!
-Dwa!
-Jeden!
-Szczęśliwego Nowego Roku!!
Na niebie zabłysnęło milion świateł. Wszyscy klaskali, składali sobie życzenia. Na scenę wleciało różnokolorowe confetti. Leon bez zastanowienia pocałował Lu. Nie chciał być ten najgorszy. Wszyscy na scenie się całowali. Tylko nie biedny Andres, który musiał przytulić Marottiego. Ludmiła szybko odkleiła się od Leona i poleciała do jednego z prowadzących.
 -Przepraszam, czy mogłabym prosić mikrofon? - prowadzący się zgodził.
Blondynka stanęła na środku sceny i zaczęła mówić:
 -Mamy do was małą prośbę! 3 stycznia nasza koleżanka oraz kolega z zespołu mają urodziny. Pomoglibyście nam zaśpiewać dla nich ,,Sto lat"?- Fran na te słowa wypchnęła na środek Cami i Leona. Nagle cała widownia zaczęła śpiewać:
,,Sto lat, sto lat, niech żyją, żyją nam.
jeszcze raz, jeszcze raz, niech żyją, żyją nam!
Niech żyją nam!"
Leon przytulił Camilę. Nie spodziewali się takiej niespodzianki. Później wszyscy podchodzili do nich z życzeniami urodzinowymi...
~*~
Koniec XD W końcu :D Pisałam to przez 5 godzin! Krzyż mi wysiada :D 

Jak to mówią, w tym rozdziale (jak zawsze) jechałam na spontana :D Może i jest on za krótki, ale jestem chora, a choroba mi na pisanie nie za dobrze sprzyja :(

Chciałabym wam podziękować za te 1000 wyświetleń! Idealny prezent na urodziny! ♥
Jeszcze dziękuję za wszystkie komentarze ♥ 

Enjoy i do następnego ♥
Niech Leomiła będzie z wami ^^




niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 4 ,,Akcja: Sylwester" Cz.I

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD POSTEM!!!

Moja pierwsza trasa... Będziemy przemierzać tyle kilometrów w ciągu tego roku... Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że spotkało mnie takie dobrodziejstwo jak jazda w trasę z moimi przyjaciółmi. Może to trochę banalne ale jak  każdy obawiam się czy trasa wypali czy też nie. Mam nadzieję że jednak to pierwsze.


Dopiero co wsiedliśmy do samolotu. Wszyscy są zasypani, ale najbardziej Leon i Maxi. Dlaczego nas to z Natą nie dziwi? Przecież ta dwójka potrafi badać ze sobą na skypie do późnych godzin nocnych wymyślając piosenki. Nie pochwalamy ich zachowania, ale są prawie dorośli, a jak na razie związkiem małżeńskim nie jesteśmy połączeni, więc nie możemy im tego zabraniać.  Mniejsza o to.
Leon (mimo że ledwo żywy) chyba skojarzył fakty, że jestem z nim, bo nawet zajął mi miejsce obok  siebie. Usiadł się wygodnie w fotelu po czym od razu było słychać chrapanie.
Ten mój Leon to naprawdę jest pociecha. Na szczęście obok mnie usiadła się sama jak palec Violetta. Szkoda mi jej. Niestety ona ze swym ukochanym spotka się dopiero na występie.


-Violetta, patrz! Niall napisał na Twitterze, że tęskni za ,,jedną panią która skradła mu serce," oraz ,,że pozdrawia blondowłosą". EJ... To chyba ja... Ależ on romantyczny! Ahh wy zakochańce...- oparłam głowę na ramieniu mej przyjaciółki. Ta tylko zachlipała cicho, nie wychylając się zza swej apaszki.
-Hej, kochana, co jest? - zapytałam lekko przytulając ją do siebie.
-Oj Ludmiła! Czemu moje życie jest tak bardzo do dupy?! Dlaczego? Ja tak dłużej nie wytrzymam! - Violetta schowała twarz w swoich nogach. Bez wahania ukucnęłam przy niej i mocno ją przytuliłam.
-Hej,opowiesz mi co się stało? - wciąż jej nie puszczałam. Po chwili poczułam, że mój sweter jest cały mokry, od łez Violetty.
- No bo... -  teraz to wybuchła płaczem - Wczoraj jak wróciłam ze Studia, to zastałam mojego tatę zupełnie pijanego. Nie panował nad sobą. Uderzył mnie kilka razy w brzuch i poszedł spać. Tak po prostu. W domu nie było już ani Olgi, ani Ramallo. Zostałam sama, z tatą, który się nade mną znęca. Wiesz, zaskoczyło mnie to, że się upił. Przecież to dobry człowiek....- Violetta powiedziała to bardzo szybko, jakby bała się, że ktoś to usłyszy. Wtuliła się we mnie jeszcze bardziej. To była chyba grubsza sprawa niż mi się wydawało. Ale muszę jej pomóc, w końcu to moja przyjaciółka...
-Słuchaj... Ja ci w tej sprawie za dużo nie pomogę... Nie masz się czym przejmować. Tatę zobaczysz dopiero za jakiś rok. Musisz powiedzieć o tym Pablo, na pewno jakoś na to zaradzi. A teraz się nie martw! Za chwilę wylądujemy w Warszawie! Pozwiedzamy okolicę, a później występ na Sylwestrze przed całą Polską! Życie jest piękne! - odsunęłam się od niej i wysłałam jej pocieszający uśmiech. Po chwili Violetta go odwzajemniła.
-Dzięki Lu, ty zawsze umiesz mnie pocieszyć- powiedziała już całkiem pogodna Vilu, po czym przybiłyśmy sobie piątkę.
-Proszę zapiąć pasy, zaraz lądujemy. - usłyszeliśmy głos stewardessy po czym po całym samolocie rozległy się brawa i okrzyki radości.


Gdy wyszliśmy z samolotu na Lotnisku im. Fryderyka Chopina w Warszawie, tłum fanów powitał nas okrzykami i wiwatami. Cała ekipa pomachała im, a ja nawet się wzruszyłam. Nigdy nie spodziewałam się tylu fanów na lotnisku. Podeszliśmy bliżej do fanów, aby podpisać im autografy i zrobić z nimi zdjęcia. Z kilkoma fanami nawet porozmawiałam po polsku! Nauczyli mnie kilku słów! Byli tacy mili! Po chwili wraz z nami zaśpiewali ,,Ser mejor". Wyszło tak pięknie! Później pożegnaliśmy się z nimi i wyszliśmy z lotniska.


Warszawa jest naprawdę piękna! Mimo  tego że było już dosyć ciemno i zaczął prószyć śnieg, i tak chcieliśmy dojść do hotelu spacerem. Na czele naszej grupy szedł Pablo wraz z Marottim. To oni wiedzieli gdzie znajduje się nasz hotel. Przez jakieś dziesięć minut szłam sama z  moją walizką.
Zastanawiałam się nad tym jak będzie wyglądał nasz występ. Jak będzie wyglądała cała trasa? To pytanie nie dawało mi spokoju. Poczułam jakieś ręce na moich oczach.
-Leon?- zapytałam z zaciekawieniem. Od razu z moich oczu zniknęły ręce, a na policzku poczułam lekkie muśnięcie ustami Leona.
-Mówiłem już, jak bardzo cię kocham? - Leon po chwili stanął obok mnie, a swoją rękę położył na mojej talii i przysunął mnie do siebie. Poczułam miłe mrowienie w środku.
- Jakieś dwa razy? -  uśmiechnęłam się ironicznie. Usłyszałam śmiech Leona.
-Przestańcie być tacy słodcy, to się robi nudne! - usłyszeliśmy krzyk gdzieś z tyłu. Szybko się odwróciliśmy, po czym zobaczyliśmy kiwającą do nas Fran z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Dziękujemy! - odkrzyknęłam przesyłając jej buziaka. Odwróciliśmy się, po czym położyłam głowę na ramieniu Leona. Po chwili zatrzymaliśmy się. Wszyscy z otwartymi buziami spojrzeliśmy w górę.
Nie wierzę! Będziemy mieszkać w Mariocie!
-Woooow...- powiedzieliśmy niczym chór. Kto by się nie dziwił? Hotel dosięgał nieba, był świetnie oświetlony i w dodatku ten padający śnieg! Widok po prostu zabierał dech w piersiach! Po chwili po całej naszej paczce było słychać szepty, jak to będzie w tym hotelu, jak będą wyglądać pokoje....


Całą paczką zajęliśmy piętro 5. Jedynie Pablo i Marotti zakwaterowali się na 4 piętrze.
Dostałam pokój z Franczeską, Camilą, Natalią oraz Violettą. Pokój był wspaniały! Po lewej stronie znajdowało się 6 łóżek. Pokój był koloru beżowego, zasłony okien były koloru bordowego dzięki czemu pokój nabierał eleganckiego wyglądu. Po prawej stronie znajdowała się wielka szafa koloru beżowego. Prawie na każdym kroku można było spotkać jakieś rośliny.
Obok szaf znajdowały się małe, drewniane drzwi. Gdy je otworzyłyśmy ujrzałyśmy własną łazienkę! Ściany były koloru żółtego, a wszelkie inne akcesoria koloru czarnego. Dawało to niesamowity wspólny wygląd. No ale co się dziwić. W końcu to 5-cio gwiazdkowy hotel!


Gdy wszystkie wpadłyśmy do pokoju każda z nas z piskiem radości szybko poleciała zająć sobie łóżko. Obok każdego łóżka znajdowała się szafka nocna, na której stała maleńka lampka nocna.
-Tu jest magicznie! - wykrzyknęła Franceska, która energicznie skakała po swoim nowym łóżku.
-Tak to prawda, nie wiem jak wy, ale nie mogę doczekać się Sylwestra! Miliony świateł, fanów i co najważniejsze: świetna zabawa oraz muzyka! - w głosie Camili było słychać podekscytowanie.
-Wiecie co? Nie chcę mi się rozpakowywać... Może trochę pośpiewamy? Lu, masz gitarę? - gdy Violetta to mówiła, jej oczy świeciły niezwykłym blaskiem.
-Świetny pomysł! - skomentowała Natalia. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej pokrowiec od gitary. Zajrzałam do środka. Tak wciąż tam była. Moja ukochana gitara. Mam ją od najmłodszych lat. Jest to dla mnie bardzo ważny przedmiot. Dostałam ją na siódme urodziny od moich rodziców... Wtedy mnie jeszcze kochali... Zresztą... Co mam się przejmować takimi sprawami! Liczy się tu i teraz, nic więcej.
Usiadłam z gitarą na moim łóżku. Dziewczyny spokojnie rozsiadły się na podłodze, czekając aż zagram jakąś melodię.
Przyszła mi na myśl ,,Te creo". Moje palce zaczęły jeździć po strunach gitary, które wydawały poszczególne dźwięki. Jako pierwsza głos zabrała Violetta. Jej piękny, delikatny i jakże melodyjny głos wprawił nas wszystkie w wesoły nastrój. Wszystkie kołysałyśmy się w rytm melodii, granej przeze mnie. Za drugą zwrotkę zabrała się Natalia. Nigdy nie doceniałam jej głosu. Teraz dopiero słyszę jak pięknie śpiewa. Nadszedł czas na refren. Refren zaśpiewałyśmy wspólnie, wspólnymi siłami.
,,Ahora sé que la tierra es el cielo,
Te quiero, te quiero
Que en tus brazos ya no tengo miedo,
Te quiero, te quiero
Que me extrañas con tus ojos
Te creo, te creo..."

Jest już późna godzina nocna. Nie wierzę że tak długo razem śpiewałyśmy! Dziewczyny niedawno położyły się, jednak ja, że często cierpię na bezsenność, za Chiny nie mogłam zasnąć. Stałam w ciemnym pokoju, nad wielkim oknem i patrzyłam na piękną panoramę Warszawy. Wszędzie światła, pełno życia, mimo, że jest aż tak późno! Zza okna dochodziły dźwięki ulicy. Mimo, że w pokoju były zgaszone światła, księżyc tak mocno go oświetlał, że wszystko było widać. 
Nagle usłyszałam dźwięk SMS'a. Podeszłam do mojego łóżka i złapałam telefon.
Wiadomość była od Leona:
,,Wiem, że nie śpisz... Dobranoc kochanie :* Bardzo żałuję, że nie mogę do Ciebie teraz przyjść i Cię przytulić... Pamiętaj, bardzo Cię kocham. Leon :* " - Po przeczytaniu wiadomości mimowolnie się uśmiechnęłam. Padłam na łóżko i zaczęłam odpisywać Leonowi.
,,Dobranoc... Też Cię kocham... L :*"

~*~ 

Jestem wam winna przeprosiny. Rozdział miał pojawić się jakieś dwa tygodnie temu, a pojawił się teraz... Strasznie was za to przepraszam.
 
Rozdział krótki, cały napisałam dzisiaj :D

Ale nie po to mieliście przeczytać tą notkę :D Chciałabym was serdecznie zaprosić na bloga mojej kuzynki. Opowiada on o dwóch stażystach w szpitalu w którym jako lekarze pracują Leon i Diego! :)
na-zle-na-dobre.blogspot.com
Karolina świetnie to opisuje, także zapraszam! :)

Z góry dziękuję za komentarze! ;) Pozdro :D

niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 3 ,,Ulepimy dziś bałwana?"



To już zima. Nie wierzę jak szybko te miesiące mijają. Święta, prezenty, ta cała magia i wszystko zaczyna się od nowa. Tak idę sobie, przez ten piękny, ośnieżony park i rozmyślam, jak zasłużyłam sobie na tak dobre życie. Tak świetnego chłopaka jakim jest Leon, tak kochającą mnie przyjaciółkę jaką jest Violetta, tak dobrą ciocię jaką jest Lilia i tak nienawidzących mnie rodziców.
Właśnie dochodzę do Studia. Jest ono tak ślicznie ośnieżone i oświetlone, że nie da się do niego nie zajrzeć.


Po wejściu dziewczyny (Violetta, Camila, Franceska) wleciały na mnie i każda zaczęła się o coś pytać, krzyczeć, śmiać się, inaczej mówiąc paplać bez powodu.
-Dziewczyny!- wykrzyknęłam ze śmiechem - Uspokójcie się, albo mówcie po kolei! A tak swoją drogą, dużo się tu zmieniło? - zapytałam z zaciekawieniem.
-To ty nic nie wiesz?! Oj, Violu, nieładnie tak okłamywać przyjaciółkę, oj nie....- Fran pomachała palcem na Violettę. O co tu chodzi? Czyżby moja przyjaciółka znalazła jakiegoś przystojniaka?
-Violu? Jakiegoś ty znowu sobie przystojniaka znalazła? No powiedz, też chcę wiedzieć! - Wszystkie zaśmiałyśmy się. Przeszłyśmy do sali śpiewu i wygodnie usiadłyśmy się na poduchach, czekając na opowieść naszej przyjaciółki.


-No, no, no! Castillo, nieźle.- uderzyłam przyjacielsko Violettę w ramię. Do sali powoli wchodzili uczniowie, w tym Leon.
-No witam dziewczyny!- chłopak przeskoczył przez keyboard i po chwili siedział tuż obok mnie.
-Fu. Idę rzygać tęczą, na razie! - Franceska jak zwykle rozśmieszyła wszystkich do łez - No co? Ze mnie się śmiejecie? Zobaczycie, że zaraz ta dwójka zacznie się miętolić, całować, komplementować. Co ja chciałam...? A tak! Idę do Marco! - Włoszka bez większego zastanowienia, jak burza poleciała do swego ,,amanta".
- Cami, chodź. Zostawmy te gołąbki. Ludmiła, widzimy się później.- Castillo złapała Camilę za rękę i puściła mi oczko. Odwzajemniłam jej uśmiechem.
-I jak się czujesz? - Verdas położył rękę na mojej talii, a ja lekko się uśmiechnęłam.
-Najchętniej ulepiłabym bałwana.- na twarzy Leona pojawił się wielki uśmiech.
-Czyli już wiem co będziemy robić po zajęciach. Ulepimy dziś bałwana? - Verdas śmiesznie poruszył brwiami. Zaśmiałam się i położyłam głowę na jego ramieniu.
- Przykro mi ale mam inne plany. - pocałowałam chłopaka w policzek.
-Ej no... Jest coś ważniejszego ode mnie? Nie lubię cię. - Leon odwrócił głowę w drugą stronę i zadarł wysoko swój nos.
,,No nieźle, chyba się obraził" - pomyślałam.
- To coś związanego z tobą... Ale nie mogę ci nic powiedzieć... To ja spadam na zajęcia! Widzimy się później! - wzięłam swoją torbę i pomachałam szatynowi.


Gregorio jest bardzo dobrym nauczycielem, mimo tego, że bardzo dużo się denerwuje. Gdyby nie on, pewnie do dziś nie umiałabym zatańczyć prostych trzech kroków. A teraz? Teraz jestem jedną z najlepszych tancerek w całym Studio On Beat.
Razem z dziewczynami ćwiczymy choreografię do najnowszej piosenki ,,En gira". Jest to piosenka specjalnie napisana przez całą naszą paczkę. Opowiada ona o nadchodzącej trasie po Europie.  Bardzo przypadła mi do gustu.
- Violetta, więcej życia! Franceska, pełniejszy obrót! Camila, Naty idealnie, tak trzymać! Ludmiła, świetnie! - Gregorio jak zawsze daje nam ,,rady" podczas naszego tańca.
Po dobrych czterdziestu minutach, zmęczone przebrałyśmy się i przeszłyśmy do sali występów.
Antonio miał dla nas ważną wiadomość. Całą paczką usiedliśmy na scenie. Leon nawet na mnie nie spojrzał.
- A to cholera jedna! Obraził się na mnie! Leonie Verdasie, pożałujesz tego....- pomyślałam. W moim mózgu pojawiło się mnóstwo planów, jak odegrać się na Verdasie.
-Ludmiła! Opanuj się! Chłopaka chcesz zniszczyć? - zaprzeczyłam w myślach.
-Lu, wszystko ok?- zapytała Cami - Dziwna jesteś...
-Nie, nie... Wszystko ok.
W tym momencie do sali weszli Antonio wraz z Pablo i Marottim.
-Dzieciaki! Mamy dla was świetną wiadomość! Już jutro wyjeżdżamy w trasę! W sylwestra mamy pierwszy występ. Będzie on w Polsce! - Antonio szczerze się uśmiechał.
-Świetnie! - wszyscy wykrzyknęliśmy z wielkimi bananami na twarzy. Na sali rozległy się gromkie brawa.
-Myślę, że jesteście już gotowi, na tak długi okres bycia poza domem. Ten rok będzie dla was ważny. W ciągu tego czasu, staniecie się rozpoznawalnymi gwiazdami w całej Europie, a może i nawet na całym świecie. Pamiętajcie o tym, aby zawsze wierzyć w siebie i nigdy nie załamywać się z powodu jakiegoś błędu. Życie należy do was! Nie zmarnujcie go! Bardzo żałuję, że nie będę z wami, podczas tej ,,pierworodnej" trasy. Może i nie będę fizycznie, ale zawsze będę z wami duchem. Pamiętajcie o tym, drogie dzieci. - Antonio wygłosił to długie przemówienie, bardzo wzruszony. W podziękowanie za te piękne słowa wszyscy przytuliliśmy się do Antonia. Oczywiście nie obyło się bez łez, podziękowań, życzeń...


Leon właśnie wychodził ze Studio, właśnie wtedy gdy ja czekałam na Violettę.
-Leon! Hej! - próbowałam go zatrzymać. - Kochanie, czy ty naprawdę się na mnie obraziłeś?
Nic mi nie odpowiedział. Zatrzymał się, odwrócił się w moją stronę i lekko złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
-Skarbie, jak mogłaś tak pomyśleć. Jesteś całym moim życiem. Gdybym obraził się na ciebie, byłbym chyba najgłupszym człowiekiem na ziemi. Jesteś dla mnie najważniejsza.... Kocham cię... - Po chwili na moich policzkach znalazły się pojedyncze łzy. Mocno wtuliłam się w Leona.
-Jesteś taki kochany... Przepraszam cię... - Szatyn pocałował mnie w czoło.
- Nie mógłbym się na ciebie obrazić. - Na te słowa obydwaj uśmiechnęliśmy się do siebie.
-Ooooo... Fu... Jesteście zdecydowanie za słodcy! - Kilka metrów od nas stała Violetta! Odskoczyłam od Leona jak jakaś poparzona. Verdas odpowiedział na to śmiechem.
- Co się śmiejesz, debilu?! - Violetta i Leon prawie popłakali się ze śmiechu.
- Teraz debilu, a dosłownie minutę temu kochanie... Nieźle, jesteście już jak stare małżeństwo! - Castillo oparła głowę na ramieniu Leona i razem śmiali się. Podeszłam do Violetty.
- Koniec tego! Idziemy! Pa... Wolisz debilu czy kochanie? - powiedziałam śmiejąc się.
- No wiesz... Raczej kochanie... - Szatyn zrobił ze swoich ust dzióbek.
- Oj przestańcie sobie tak słodzić! Za chwile stanie Leonowi i mu zamarznie. I co zrobisz? - Stanęliśmy z Leonem jak wryci. Mogę się założyć, że wyglądaliśmy jak szympansy oglądające telewizję.
- Violetta! Zostaw erekcję Leona w spokoju! A teraz idziemy! Pa kochanie! - powiedziałam na odchodne.


Przez całą drogę do centrum handlowego, śmiałyśmy się z Violą jak jakieś niedorozwinięte. Nie wiem, skąd jej przyszła do głowy erekcja Verdasa... Gdy o tym myślę, śmieję się w duchu.
Po kwadransie znalazłyśmy się w galerii. Jest już po świętach, lecz na wystawach sklepów, wciąż znajdowały się gdzieniegdzie jakieś ozdoby świąteczne. Razem z Castillo od razu wybrałyśmy się do sklepu z odzieżą męską. Wymarzyłam sobie koszulę z jeansu i jakiś modny sweter. Leon raczej nosi takie rzeczy... Choć nie wiem, czy wystarczy mi kasy... Trochę z nią krucho, ale na urodziny mojego chłopaka, musi wystarczyć!
- Ja pójdę poszukać jakiegoś swetra, a ty idź po tą koszulę, co wczoraj oglądałyśmy, ok? - zapytałam przyjaciółkę.
-Jasne, wybierz coś ładnego! - puściła mi oczko.
Nasze drogi właśnie się rozeszły. Szatynka poszła na lewo, ja na prawo. Przeszukałam wszystkie półki ze swetrami. Nie było nic ciekawego. Byłam załamana, myślałam, że przed wyjazdem do Polski, zdążę kupić mu prezent. Obróciłam się w lewo i w oczy od razu rzucił mi się niebieski sweter z szarymi guzikami. Był idealny! I w dodatku na rozmiar Leona! Ja to czasem mam nawet szczęście.
Pełna entuzjazmu ruszyłam do kasy. Czekam na swoją kolej i zobaczyłam, że Violetta całuje się z jakimś blondynem. W dodatku z koszulą Leona  w ręku! Ten widok mnie rozśmieszył.
-Pewnie to ten jej ,,men" - pomyślałam uśmiechając się do siebie.
Kasjerka szybko mnie obsłużyła. Po cichu podeszłam do naszych ,,zakochanych". Wyglądałam wtedy jak jakiś bandyta.
-Ekhem. - blondyn odwrócił się. Violetta przygryzła wargę. Była widocznie zdenerwowana.
- Niall Horan?! To naprawdę ty?! - nie wierzę! Moja przyjaciółka spotyka się z moim największym idolem! Stałam z otwartą buzią na środku sklepu.
-Em.. No tak. To ja. Cześć. To pewnie ty jesteś Ludmiła, prawda? Violetta dużo mi o tobie opowiadała! - Niall uśmiechnął się niepewnie. Złapałam się za głowę. Za dużo tych wydarzeń jak na jeden dzień. Castillo to zauważyła.
-Może przejdziemy się na kawę, to wszystko ci wytłumaczymy.- zaproponowała. Jako odpowiedź niepewnie się uśmiechnęłam.


- Znacie się tak długo i nic mi nie powiedziałaś? Pewnie nie chciałaś, żebym w tak młodym wieku na zawał zeszła! Jakaś ty dobra, kochana moja! - Violetta i Horan zaśmiali się przyjaźnie.
- No oczywiście! A swoją drogą bardzo się zdziwiłaś, gdy zobaczyłaś Nialla? - na twarzy Castillo pojawił się dziwny grymas.
- No coś ty! To tylko moja najlepsza przyjaciółka całuje się z znanym na światową skalę wokalistą. U mnie to norma. - powiedziałam popijając herbatę.
-Śmieszna jesteś, o tym mi nie wspominałaś. - Niall zwrócił się do szatynki i zaśmiał się pod nosem. Spojrzałam na zegarek.
- Wy tu sobie gołąbki zostańcie, ja muszę niestety spadać. Miło było cię poznać, Niall. - powiedziałam i podałam rękę chłopakowi. Uścisnął ją.
- Mi również, do następnego! - uśmiechnęliśmy się do siebie. Zabrałam koszulę od Violetty i ruszyłam w stronę wyjścia.


Po wejściu do domu jak zwykle nikogo nie było. Rozebrałam się i podążyłam do kuchni. Włączyłam telewizor i zabrałam się za robienie kanapek. Wciąż nie mogę uwierzyć, że Castillo umawia się z Niallem. Jednak wszystko jest możliwe.
Przysiadłam przy blacie zajadając się gotowymi kanapkami. Wzięłam do ręki swego smartphona i napisałam do Leona:
,,Jak tam twój konar? Odpalił się? :D "
Zadowolona z siebie odłożyłam telefon na blat. Spojrzałam na telewizor: właśnie leciał serial pt. ,, Pamiętniki Wanpirów" Niezbyt go lubię, ale skoro nie ma nic w TV...
Usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS'a. Sięgnęłam po telefon i odblokowałam go. Leon odpisał :
,,Co wy macie z tą moją erekcją?! Jakoś was obrzydza czy co? xd "
-Haha! - zaśmiałam się na głos.
Zadzwoniłam do Leona i urządziliśmy sobie długą rozmowę na temat jego układu rozrodczego.


Wykąpana i spakowana na trasę, położyłam się do łóżka. Zaczęłam czytać ,,Gwiazd naszych wina", naprawdę, świetna książka! W pewnym momencie usnęło mi się...


~*~
Nie wiem co mną miotało, gdy pisałam ten rozdział xd Erekcja Leona? What? XD
Ostrzegam, że ten rozdział może trwale uszkodzić czyiś mózg :D Wiem że krótki i taki... dziwny ale życie nie pieści :p
Nie wiem czemu Niall. Naprawdę nie wiem  :D

Teraz mam dla was inną sprawę. Chciałabym was zaprosić na mojego nowego aska (szpan :3 ).
http://ask.fm/pannaverdas <- Możecie zadawać jakiekolwiek pytania, związane z blogiem, lub też nie ;3 Z góry dziękuję za obserwacje czy pytania :)



 Rozdział następny przewiduję na następny tydzień :)
Liczę na te 'kilka' komentarzy ;)