piątek, 20 marca 2015

Rozdział 8



//Ludmiła//
    Dlaczego sale w szpitalach są takie białe i surowe? Zamiast pocieszać osoby, które muszą spędzać tu większość swego życia, jeszcze bardziej je dołują? Czemu nie jest tu kolorowo? 
     Przechadzałam się właśnie po korytarzach szpitala. Wszędzie widzę smutne osoby, które czekają za wieściami o swoich bliskich. Czy tak wyglądali moi przyjaciele, gdy tutaj trafiłam? Sama nie wiem. Nie widziałam się z nimi. Jedynie z Nim. Z Leonem. Przysiadłam na jednym z białych krzeseł i myślami powróciłam do wczorajszego dnia.
 - Będę czekał. Kocham cię i zrobię wszystko co będzie dla ciebie dobre. Obiecaj mi jedno. Obiecaj mi że nigdy więcej nie zrobisz czegoś tak głupiego. Obiecaj mi, że będziesz odbierać ode mnie telefony i odpisywać na Sms'y. Obiecaj, że nie będziemy się nienawidzić. Obiecaj kochanie...
Łzy znów zaczęły cisnąć mi się do oczu. Zakryłam twarz w dłoniach. Czuję okropne wyrzuty sumienia. Czuję, jakby teraz moi przyjaciele pokłócili się przeze mnie. Violetta... Muszę ją przeprosić. Zamknęłam oczy i odchyliłam się, opierając się o krzesło. Nagle do szpitala wpadli fotoreporterzy, a za nimi biegły pielęgniarki krzycząc coś do nich. Biegli w moim kierunku. Co? O co im chodzi?
    - Ludmiła! - ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłam się. Ujrzałam ubranego w biały kitel Alexa. Alex jest moim lekarzem, z którym się zaprzyjaźniłam. Mimo tak młodego wieku (25 lat) już jest ordynatorem. Nieźle, prawda?
   - Biegnij szybko do swojej sali! Już już! - szepnął mi do ucha. Spojrzałam na niego. Był zdenerwowany, a na czole pojawiły się małe kropelki potu. Posłuchałam go i szybko pobiegłam do swej sali.
      Po kilkunastu minutach do sali na której leżałam wpadł zdyszany Alex. Podszedł bliżej mojego łóżka i skrzyżował ręce na piersi. Wwiercił we mnie swoje spojrzenie. Moje policzki od razu stały się czerwoniutkie. Jak to możliwe, że gdy tylko ktoś na mnie spojrzy ja od razu się rumienię?
    - Ludmiła. - zaczął Alex. - Ci fotoreporterzy chcieli zrobić ci zdjęcia, nagrać materiały o tobie. Rozumiesz? Już teraz wszyscy wiedzą że tutaj jesteś i coś z tobą nie tak. Nie rumień się. - Co? Ale skąd oni to wiedzą? Poprawiłam się na łóżku i wbiłam wzrok w swoje ręce.
   - Jak to... - szepnęłam. Usłyszałam tylko głośne westchnięcie.
   - Dobrze, Ludmiła... Nie rozmawiajmy już o tym. A właśnie! Mam twoją komórkę! - szepnął. Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na niego. Uśmiechał się wesoło. Po chwili do mnie podszedł i wręczył mi mojego ukochanego smartphona. Uśmiechnęłam się lekko a ten poklepał mnie po ramieniu. Uśmiechnął się krzepiąco i wyszedł z sali zamykając po sobie drzwi.
      Padłam na łóżko. Odblokowałam komórkę po czym od razu wyświetliły mi się komunikaty. 20 nieodebranych połączeń od Leona, 10 od ciotki i jeszcze jakieś 10 SMS'ów... od Leona.
   - No pięknie... - westchnęłam.

Od: Leon
20:36
I jak się trzymasz, kochana? ♥


Od: Leon
21:04
Ludmiła.... Nic Ci nie jest?


Od: Leon
21:57
Obiecywałaś, że będziesz mi odpisywać....
Co jest?



Cholera. Nie spodziewałam się, że Leon będzie się aż tak martwił. Poczułam lekkie ukłucie w okolicach serca. Może ono mi coś podpowiada? Może powinnam dać szansę Leonowi?
Westchnęłam cicho. Wybrałam numer Verdasa i przyłożyłam telefon do mego prawego ucha.
-Ludmiła! Nic Ci nie jest?! Czemu nie odpisywałaś?! - usłyszałam w słuchawce.
-Dopiero dostałam swój telefon. - odpowiedziałam beznamiętnie.
-Myślałem już, że coś Ci się stało...
-Nie masz się o co martwić, Leon. - warknęłam. Czemu ja jestem zła? Sama siebie nie rozumiem.
-Może chciałabyś, żebym do ciebie wpadł?
-Nie, nie zawracaj sobie głowy. Zresztą muszę już iść.
Odrzuciłam połączenie nie czekając na odpowiedź Leona. Położyłam komórkę na stoliku obok mojego łóżka i wtuliłam twarz w poduszkę.
-Czemu jestem taka głupia? - szepnęłam zalewając się łzami.





//Violetta//
Nie mogę pogodzić się z tym, co zrobiła Lu... To okropne uczucie, wiedzieć że to przez ciebie twoja najlepsza przyjaciółka zrobiła sobie krzywdę... i to niemałą.
Chłodny, włoski wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie strony. Pojedyncza łza co chwilę wypływała z mych oczu. Przyciskałam do serca swój fioletowy pamiętnik. Chyba on jako jedyny mnie teraz rozumie.
Jak bardzo się cieszę, że znalazłam miejsce do przemyślenia tego wszystkiego. Była to jakaś stara, ławka kryjąca się za jednym z budynków. Ławki nie widać, gdyż zakrywają ją gałęzie wierzby płaczącej. Powoli do niej podchodziłam.
Gdy już chciałam się usiąść doznałam szoku. Leon siedział na ławce, z twarzą w dłoniach. Cicho przysiadłam obok niego odkładając pamiętnik obok. Położyłam rękę na jego ramieniu przez co gwałtownie spojrzał w moją stronę. On płakał? Oczy miał zaczerwienione, wyraz twarzy był zagubiony.
-Leon...
-Nic nie mów. Ludmiła do mnie dzisiaj dzwoniła i nagle się rozłączyła. Nie wiem co się dzieje.- przyznał ze skruchą. Zacisnęłam usta w cienką linię. Iść z nim i narazić się na złość Lu?
Wstałam i wyciągnęłam rękę.
-Co robisz?
-Idę z tobą do Ludmiły. - uśmiechnęłam się cierpko. Na twarzy Leona pojawiło się coś podobnego do uśmiechu. Po chwili namysłu złapał moją rękę.
-Idziemy.
Stoimy przed drzwiami od sali gdzie leży Ludmiła. Nagle cała odwaga mnie opuściła. Nie chciałam tam wchodzić. Bałam się.
- Wchodzimy? - zapytał Leon.
- J-jasne... - głos mam zachrypnięty. Leon popycha lekko drzwi. Naszym oczom ukazuje się Lu. Była cała spuchnięta i czerwona...
*Pewnie od płaczu... Przez ciebie idiotko.* - beszta mnie moja podświadomość. Wzdrygam się i wolno przysuwam się do jej łóżka. Oczy Ferro niemiłosiernie błyszczą. Nikt nic nie mówi.
-Ludmiła... J-ja strasznie cię przepraszam...- oznajmiłam siadając na jej łóżku i wbijając wzrok w swoje dłonie. Nie odpowiadała.
*Obraziła się na ciebie, ćmoku*
Po chwili poczułam jak się we mnie wtula. Odwzajemniłam uścisk. Płakałam. Ona zresztą też.
- To ja cię przepraszam - zaczęła - za to, że cię tak obraziłam... Wybacz mi.
- Uwielbiam cię.- oznajmiam przez łzy. Uśmiecham się lekko po czym odrywamy się od siebie. Złapałam jej ręce, a na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Jak dobrze jest widzieć uśmiech na jej twarzy.
- Ooo... - pisknął Leon wpatrując się w nas z uśmiechem. - Stare psiapsióły. - wybuchnęliśmy śmiechem. Po chwili rozmawialiśmy tak jak dawniej, jakby to wszystko się nie wydarzyło.
Nagle zadałam pytanie:
-Kiedy wracasz z nami w trasę?
-Yy... N-nigdy....
~*~

sobota, 7 marca 2015

Rozdział 7 ,,To nie koniec... To do zobaczenia wkrótce..."




//Ludmiła//
     To boli. Tak cholernie boli. Dosłownie przed jakimiś dwudziestoma minutami mój świat rozsypał się na milion kawałków. Komu mam ufać? Wszyscy mnie okłamują. Powraca do mnie to samo uczucie: rozczarowanie, czucie się niechcianym, tym gorszym. Czym uśmierzyć ten straszny ból? Tą straszną pustkę?
     Chwiejnym krokiem podeszłam do szafki na leki. Szukałam jakichś tabletek, chciałam zasnąć, na zawsze. Jednak zamiast tabletek znalazłam żyletkę. Znowu to zrobić? Tak, już kiedyś się cięłam. Najdokładniej to w dzieciństwie, między innymi przez moich rodziców. W szpitalu lądowałam co tydzień. W lekarzach odnalazłam prawdziwych przyjaciół. Zawsze mieli czas aby ze mną porozmawiać, często opowiadali mi bajki na dobranoc. Rodziców przy mnie nie było. Miałam kilku psychologów. Mówili, że jeszcze nigdy nie widzieli dziecka, z tak wieloma ranami. 
      Z żyletką w ręce usiadłam na toalecie. Zamknęłam oczy. Czułam na swojej skórze nieprzyjemne zimno pochodzące od małego zabijaki. Z moich oczu co chwile leciały pojedyncze łzy. Już miałam zrobić sobie pierwszą ranę, gdy do drzwi zaczął ktoś pukać, ba walić w nie.
    - Ludmiła! Otwórz! Wiemy że tam jesteś! - ten głos... To był głos Leona. Tak bardzo znienawidzony przeze mnie głos. Nie wiedziałam co zrobić. Odezwać się, czy być cicho. Działałam pod wpływem emocji. Nie myślałam.
    -Ludmiła! - usłyszałam zza drzwi mocne krzyknięcie. Nie wiem co zrobiłam, ale nagle poczułam przeszywający mnie ból. Spojrzałam na nadgarstek. Otwarta rana, pełno krwi. Zaczęło robić mi się ciemno pod oczami.
     -Ała... - syknęłam.



//Leon//
  Wraz z Fran i Naty stoimy przed tą zakichaną łazienką, w której ukrywa się moja dziewczyna! Tłumaczyłem jej, że z Violettą mnie zupełnie nic nie łączy. To sprawka U-mixu. Wymyślili sobie, że skoro przedstawicielami ich firmy są dziewczyna i chłopak to czemu by ich nie połączyć!
   -Dzieciaki, posłuchajcie nas uważnie... - zaczął Marotti opierając nogę na nogę - Dyrektorzy U-mixu zażądali, abyście zostali ,,parą na pokaz" czyli musicie całować się w miejscach publicznych, wstawiać ze sobą zdjęcia, po prostu musicie zostać parą. - Violetta spojrzała na mnie przerażona. Także nie kryłem zdziwienia tą sytuacją.
   - Ale jak to? Przecież nie możemy zostać ot tak ,,parą"! Przecież każdy z nas jest w szczęśliwym związku! Nie zgadzam się na to! - krzyknąłem spoglądając to na Violettę to na Marottiego.
   - Tak, zgadzam się z Leonem. To byłoby strasznie naciągane, a poza tym pomyślmy o naszych fanach. Co się stanie, gdy wszyscy dowiedzą się, że nasz związek to wielka ściema? - Violetta odezwała się po chwili z nietęgą miną na twarzy.
    - Słuchajcie smarkacze! To nie wy tu decydujecie, jasne! Jeśli dyrektorzy tak chcą, to tak ma być i nie ma nic do gadania! A jeśli coś wam się nie podoba to do widzenia! - widać, że Marotti był zdenerwowany. Wstał i z impetem podszedł do okna. 
    - Violetta, nie może tak być. Dopiero co znaleźliśmy drugą połówkę, a oni chcą już nas rozdzielić... - szepnąłem przyjaciółce do ucha. Ta spojrzała mi prosto w oczy. 
    - Wiem to Leon. My...
    - Właźcie na scenę, zaśpiewajcie piosenkę i pocałujcie się na koniec. No już, już! - Marotti zaczął krzyczeć. Wraz z Violettą westchnęliśmy głęboko. Zaśpiewaliśmy Podemos, którą razem skomponowaliśmy. Przyszedł czas na pocałunek. Szczerze, nie mogłem pocałować Violetty. To moja przyjaciółka. Nie, nie nie. Już chciałem odsunąć się od szatynki, kiedy nagle do sali wparowała Ludmiła i zaczęła wrzeszczeć.
  -Leon! - krzyknęła Fran, która wraz z Naty były wręcz 'przyklejone' do drzwi od łazienki - Usłyszałam jak coś upadło na podłogę! Może to Lu?! Leon, zrób coś, błagam!
Podszedłem do drzwi. Przyłożyłem do nich ucho. Nic. Zupełna cisza. Strasznie się denerwowałem, w końcu, moja dziewczyna mogła coś sobie zrobić i to w dodatku przeze mnie. Naty i Fran odsunęły się, wiedząc co chcę zrobić. Podkasałem lekko rękawy od mojej koszuli i mocno uderzyłem ramieniem w te nieszczęsne drzwi. Usłyszeliśmy huk. Przed naszymi oczami ukazała się łazienka. Szybko pobiegłem do środka. Moim oczom ukazała się cała zakrwawiona Ludmiła, która leżała obok toalety.
  -Biegnijcie po pomoc! - krzyknąłem ze łzami w oczach. Leon, uspokój się. Twoja dziewczyna może zaraz umrzeć, jeśli ty nie zrobisz ze sobą porządku!  Do łazienki wtargnęły moje przyjaciółki. Nagle w ich oczach pojawiły się łzy. Szybko zerwały się i wybiegły z pokoju. Położyłem głowę Ludmiły na moich kolanach, i złapałem ją za rękę. Głaskałem ją po włosach i z żalem w głosie powtarzałem, tak jakby mnie słyszała.
  -Kochanie... Błagam obudź się... Nie rób mi tego... Ludmiła! Obudź się! Kochanie, kochanie, kochanie... - rozpłakałem się. Nie mogłem się powstrzymać. Nachyliłem głowę nad jej bladą twarzą i złożyłem delikatny pocałunek na jej czole. Do łazienki nagle wpadł zdyszany Pablo.
  - Matko Boska! Leon, jedziemy do szpitala!


    Minęło dokładnie 29 minut od przywiezienia Ludmiły do szpitala. Najdłuższe 29 minut w moim życiu. Już wszyscy tu byli. Wszystkie jej bliskie osoby, wszystkie osoby które Lu kocha, kochała. Zdecydowanie zaliczam się do tej drugiej grupy. To przeze mnie teraz się tu znajdujemy. 
     Podpierałem ścianę z twarzą w dłoniach czekając na jakąkolwiek wieść o stanie blondynki. Serce wciąż biło mi jak oszalałe, wciąż widziałem zakrwawioną Ludmiłę na podłodze. To okropne uczucie. Poczułem na ramieniu kogoś rękę. Otworzyłem oczy. Przede mną stała cała zalana łzami Francesca. Rozmazane oczy, opuchnięta twarz i smutny wyraz twarzy. Wszyscy tu zebrani tak wyglądali.
    - Leon...- zaczęła. - Wiem jak się czujesz. Też nie mogę myśleć co by się stało gdybyś nie wkroczył do akcji. Ale pamiętaj jedno: Ludmiła wyzdrowieje. Wyjdzie z tego cała, bo ty tu jesteś. Wspierasz ją duchowo, Leon. Ona czuje twoją obecność i dzięki niej chce z tego wyjść. Ludmiła cię kocha i ty ją też. I tym się wspieracie. No chodź. - Francesca wyciągnęła ręce czekając aż się do niej przytulę. Podszedłem do niej i mocno ją uściskałem. Na mojej twarzy pojawiło się coś, co chociaż trochę przypominało uśmiech.
   - Fran... - szepnąłem Włoszce do ucha. - Jesteś kochana. Nie wiem, czy dałbym sobie kiedyś bez ciebie radę. Kocham cię, młoda - pocałowałem ją w policzek. Lekko się ode mnie odsunęła. Była uśmiechnięta a z oczu poleciała jej pojedyncza łza.
   - Też cię kocham stary. - znów wpadła w moje ramiona. Mocno przyciągnąłem ją do siebie. Francesca jest bardzo ważną osobą w moim życiu. Kocham ją jak siostrę, ba jak moją dziewczynę. Zawsze mieliśmy ze sobą świetny kontakt, mogliśmy na sobie polegać.
    - Leon. Ludmiła chce się z tobą zobaczyć... - zza drzwi do sali, na której leżała Ludmiła wyłonił się Pablo. Odsunąłem się od Włoszki uśmiechając się cierpko.
   - Pablo, dziękuję za wszystko... - powiedziałem w drzwiach. Nauczyciel uśmiechnął się krzepiąco.
          Siedziała na łóżku z podkulonymi nogami patrząc beznamiętnie przez okno. Podszedłem cicho do jej łóżka i ująłem jej rękę. Odwróciła się lekko i spojrzała w moje oczy. Na początku jej nie poznałem. Jej twarz była opuchnięta i strasznie blada, oczy miała rozmazane. Na policzkach znajdowało się kilka łez. Znowu płakała?
    - Ludmiła... - szepnąłem wciąż patrząc jej w oczy. - Dlaczego?
Zamknęła oczy i lekko odchyliła głowę. Westchnęła cicho.
    - A co ty byś zrobił, jeśli zobaczyłbyś mnie całującą się z twoim najlepszym przyjacielem? Chciałam po prostu uśmierzyć ten straszny ból. Ale Pablo mi wszystko wytłumaczył. Wiem, że nie miałeś mi kiedy o tym powiedzieć...- jej druga ręka powędrowała na moje kolano. Nagle urwała ze mną kontakt wzrokowy. Boi się mnie?
    - Czyli to jednak nie koniec z nami? Misiu, wybacz mi...
    - Bardzo chcę być dalej z tobą... ale nie mogę. Coś mnie do ciebie zniechęca... Oczywiście że ci wybaczę. To nie twoja wina... Ani Violetty. Leon, kocham cię. I to nie jest koniec... To do zobaczenia wkrótce... - powoli podniosła się z łóżka i chwiejnym krokiem podeszła do mnie. Złapałem ją w talii i pomogłem dojść do kanapy stojącej na przeciwko jej łóżka. Usiadła mi na kolanach i wtuliła się we mnie. Po chwili poczułem, jak moja koszula robi się mokra. Płacze. Znowu płacze.
   - Będę czekał. Kocham cię i zrobię wszystko co będzie dla ciebie dobre. Obiecaj mi jedno. Obiecaj mi że nigdy więcej nie zrobisz czegoś tak głupiego. Obiecaj mi, że będziesz odbierać ode mnie telefony i odpisywać na Sms'y. Obiecaj, że nie będziemy się nienawidzić. Obiecaj kochanie... - głos zaczął mi się łamać. Łzy zaczęły mimowolnie lecieć z mych oczu.
   - Obiecuję... - usłyszałem po chwili ciszy. Mocniej ją do siebie przytuliłem. Chciałem aby czuła się przy mnie bezpieczniej.
   - Mam jeszcze ostatnią prośbę...
   - Tak, Leon?
   - Po raz ostatni mnie pocałuj.
Ferro wyzwoliła się z mojego uścisku i spojrzała na mnie smutno. Wciąż siedziała na moich kolanach, a ja wciąż miałem rękę na jej udzie. Pogłaskałem ją po policzku. Przybliżyła się nieco do mnie i wplotła swoje ręce w moje włosy. Pocałowałem ją. Odwzajemniła pocałunek. Żaden z nas nie chciał kończyć tej chwili. Żaden. Każdy chciał jak najdłużej zapamiętać smak ust drugiego...
~*~
Moje rozdziały są psychiczne...
Nie umiem już normalnie pisać.
Dlaczego?
Dlaczego rozwaliłam naszą ukochaną parę? 
Nie wiem. 

Rozdziały mogą pojawiać się niezbyt często, gdyż za niecały miesiąc mam egzaminy, eh.
Jakoś mi smutno że rozwaliłam Leomiłę... Cóż...
Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie.